
1 zdjęć
Wyobraź sobie taką sytuację: masz już ogarnięty garnitur, obrączki kupione, sala zarezerwowana, fotograf zaklepany. Wszystko dopięte na ostatni guzik, aż w końcu przychodzi ten dzień… I nagle bum! Wchodzisz na parkiet, orkiestra gra, wszyscy patrzą, a Ty czujesz, że nogi masz jak z betonu.
Brzmi znajomo? Spokojnie, nie jesteś sam. Wielu facetów totalnie zapomina, że na weselu trzeba tańczyć – i to nie tylko z przyszłą żoną, ale też z mamą, ciocią, siostrą czy świadkową. A wtedy nie ma już wymówek, że „nie umiem”, bo wszystkie oczy są skierowane właśnie na Ciebie.
Dlaczego faceci stresują się tańcem na weselu?
Powody są proste:
- nigdy się nie uczyli,
- kojarzą taniec z nudnymi lekcjami walca,
- boją się, że się wygłupią,
- a przede wszystkim – nie mają czasu chodzić miesiącami na kursy.
I tu pojawia się problem. Bo wesele to nie tylko jedzenie i toast, ale też kilkugodzinne siedzenie… na parkiecie. Jeśli nie czujesz się pewnie w tańcu, zaczyna się nerwowe udawanie, że „musisz pilnować kieliszków na stole”.
Pierwszy taniec – największa próba
Zacznijmy od tego momentu, którego boi się większość panów – pierwszy taniec. To właśnie nim otwierasz całe wesele. Goście biorą telefony do ręki, kamerzysta ustawia obiektyw, wszyscy wpatrują się w Ciebie i w Twoją wybrankę.
Jeśli nie jesteś przygotowany, czujesz stres i usztywnienie. A przecież wcale nie chodzi o to, żebyś zatańczył jak zawodowy tancerz. Chodzi o to, żebyś czuł się pewnie i prowadził partnerkę tak, żeby dobrze się z Tobą bawiła.
Ale to dopiero początek…
Pierwszy taniec mija, goście biją brawo, a Ty myślisz: „uff, mam to za sobą”. Ale nie! To dopiero początek. Teraz zaczyna się prawdziwa jazda – trzeba tańczyć z innymi gośćmi. A wiesz, że na polskim weselu nie wypada odmówić, kiedy ciocia czy teściowa wyciąga Cię na parkiet?
I tu właśnie wychodzi, kto potrafi się ruszać, a kto stoi jak słup soli. Bo jeśli przez całą imprezę powtarzasz dwa te same kroki, to bardzo szybko kończy się to niezręcznością.
Rozwiązanie? Intensywny kurs, tylko dla facetów, którzy chcą mieć spokój
Na szczęście nie musisz zapisywać się na półroczny kurs walca ani trenować salsy po nocach. Jest prostsza droga – 2-dniowy kurs w szkole tańca Dance Control.
To nie jest klasyczna szkoła tańca, gdzie uczysz się figur, których i tak nigdy nie użyjesz. Tutaj w ciągu jednego weekendu:
- nauczysz się kilkunastu prostych, ale efektownych ruchów,
- opanujesz taniec solo (bo czasem trzeba potańczyć samemu),
- dowiesz się, jak prowadzić partnerkę tak, żeby czuła się dobrze, nawet jeśli nigdy nie chodziła na kursy,
- poznasz kilka „efektów wow”, które robią robotę na parkiecie.
Po 10 godzinach będziesz w stanie zatańczyć z każdą kobietą, do każdej muzyki i na każdej imprezie. A wierz mi – to daje mega komfort psychiczny.
Dlaczego to działa?
- Uczysz się w praktyce, a nie teorii.
- Masz indywidualną trenerkę, która od razu pokazuje, co poprawić.
- Program jest stworzony pod wesela i imprezy, a nie pod turnieje taneczne.
- Nie tracisz czasu – zamiast pół roku, wystarczy Ci jeden weekend.
Panowie, zróbcie to dla siebie (i dla żony)
Przygotowania do ślubu są męczące – dekoracje, lista gości, alkohol, sala, garnitur. Nic dziwnego, że taniec często schodzi na drugi plan. Ale uwierz mi – to tańcem będziesz oceniany na weselu najbardziej. Garnitur możesz zdjąć, jedzenie i tak się skończy, ale to jak zatańczysz – zapamiętają wszyscy.
Dlatego zamiast stresować się na parkiecie, lepiej zainwestować w siebie i po prostu nauczyć się tego w 2 dni.
Podsumowanie
Panowie, wesele to Wasz dzień. Nie ma miejsca na chowanie się pod ścianą czy nerwowe podrygi. Weź sprawy w swoje ręce – przygotuj się do pierwszego tańca, ogarnij kilka uniwersalnych kroków i bądź tym facetem, z którym każda partnerka będzie chciała zatańczyć.
Szkoła tańca Dance Control to kurs stworzony właśnie po to, żebyś w krótkim czasie pozbył się stresu i zyskał pewność siebie na parkiecie. Dwa dni i masz temat z głowy – a potem tylko bawisz się do rana, zamiast się martwić.